22-letnia Irena Żuraw ( z domu Ondycz) w osadzie romskiej w Szczawnicy (1973). Od lewej: Danek, wnuk kowala, Irena, Jurek syn córki Reginy i Józefa
To były ciężkie powojenne czasy przełomu lat 60./70 XX w. Przy ulicy Szlachtowskiej w Szczawnicy powstała osada w której toczyło się romskie życie. Było tam kilka, może kilkanaście biednych drewnianych domków, właściwie baraków w których mieszkali Romowie ze swoimi dziećmi. W każdej chacie było po kilkoro dzieci, a warunki bytowe były znacznie gorsze niż jak to mówili Romowie na mieszkańców Szczawnicy „u białych”.

od lewej : Józef, brat Róży, Mama Rozalii Anna i Syn Stanisław
„Moja mama, rocznik 1951 do dziś mieszka w Szczawnicy. Jako dziecko mieszkała w osadzie romskiej na ul. Szlachtowskiej. Ta osada już w zupełnie innej formie istnieje do dziś. Dziś jest to murowany dom w którym mieszka kilka rodzin. Kiedyś była to bardzo biedna jak wspomina moja mama osada” – mówi Dominika Żuraw, córka Ireny Żuraw z domu Ondycz.

Osada romska lub jak wcześniej mówiono cygańska powstała w Szczawnicy najprawdopodobniej tuż po II wojnie światowej. Sprowadzili się do niej dziadkowie Pani Dominiki, a rodzice Ireny (Rozalia i Kazimierz Ondycz) którzy przyszli tu z Rytra oraz pradziadkowie Dominiki – Józef i Regina Ondycz, którzy mieli sześcioro dzieci: Karola, Kaźmierza, Marię, Zygmunta, Hannę, Helenę. Większość mieszkańców osady stanowiła rodzina Pani Ireny ze strony mamy. W osadzie mieszkały jeszcze rodziny Mirgów i Pawłowskich.

Irena miała troje rodzeństwa: Franciszka, Krystynę i Danutę. Franciszek, Irena i Danuta urodzili się w Szczawnicy i wychowywali się w osadzie romskiej. Krystyna z roku 1960 urodziła się już na blokach. W 1967 roku, kiedy Irena miała 16 lat z osady romskiej przenieśli ją do domu zwanego Lustig na ulicy Shalala (Głównej), wówczas jeszcze Manifestu Lipcowego 24. Był to dom wielorodzinny. Stąd po kilku latach przenieśli się do bloku gdzie dostali mieszkanie.

„Z czasów dzieciństwa w osadzie pamiętam, że nie mogłam nigdzie jako młoda, kilkunastoletnia dziewczyna wychodzić. Pilnowali mnie rodzice żebym do chłopaków nie chodziła. W rodzinach romskich porywano młode dziewczynki żeby je ożenić dlatego mama bardzo mnie pilnowała żeby mnie nie porwali. W osadzie były trudne warunki życia. Nie było telewizji ani toalety. Toaleta w osadzie była tylko w jednym domu – u sołtysa romskiego Józefa Ondycza i Reginy, moich dziadków. Przy drodze były takie głośniki jak radio. Pytałam swojej mamy jak ludzie tam do środka weszli, bo nie mieściło mi się wtedy w głowie że stamtąd wychodzi ludzki głos. Do szkoły poszłam dopiero w wieku 9 lat, bo wtedy nie było obowiązku tak jak teraz że dzieci muszą się uczyć. Z tamtych dziecięcych lat w osadzie pamiętam, że codziennie palili ogniska i w kociołkach gotowali obiady, bo nie każdy miał piec w domu. Piece używali do ogrzewania domów od jesieni do wiosny. To były takie piece takie z kamienia wulkanicznego. W tamtych czasach w osadzie, gdy byłam dzieckiem nie wolno nam się było bawić z białymi dziećmi. Wszyscy mieli zakaz bawienia się z obcymi. Biali też nie przychodzili do nas na plac. Nie mogli się mieszać. Skończyło się to jak do szkoły poszła” – wspomina Irena Żuraw.

Jak mówi Pani Irena w Szczawnicy nie lubiano nigdy Romów. Często spotykali się z wyzwiskami i szykanami. „Ludzie wyzywali Romów i mówili żeby stąd uciekali. Nie było miło” – mówi Irena.
Osadą romską przy Szlachtowskiej zarządzał sołtys/wójt. W latach 70. XX wieku, gdzieś od roku 1974 funkcję tę pełnił Józef Ondycz, potem po roku 2000 sołtysem był Jan Barwiński. Życie w osadzie było skromne, ale biedy nie było, ale jak mówi Pani Irena wszyscy się tu wzajemnie szanowali i pomagali sobie. Mężczyźni zajmowali się m/in. kowalstwem – robili motyki, siekierki, różnego rodzaju okucia do wozów, do prac w gospodarstwie, bramy, balustrady. W osadzie były dwie ulice które Romowie nazywali : Warszawska i Krakowska. To było takie ich miejscowe nazewnictwo żeby zlokalizować gdzie który dom stoi. A domów było w osadzie kilkanaście.

„Biedy nie było. Każdy się tam szanował i pomagał. Sołtys dawał pieniądze, kupował świnie, kury. Kowal też pomagał, dawał pieniądze i każdego zaopatrywał w siekiery młotki i sprzedawał ludziom. Kuł też bramy i okucia na balkon. Na śniadanie jedliśmy chleb ze smalcem i mleko. Jedliśmy też takie papki, zupy mleczne których nie lubiłam. Do szkoły chodziłam podstawowej nr 1 koło kościoła. Do pierwszej klasy poszłam jak miałam 8 lat, do komunii 9 lat. Bardzo dobrze wspominam tą szkołę, chociaż zdarzało się zostawać w kozie i klęczeć na grochu przez 15 minut.

Dobrze wspominam jednego z nauczycieli. Mówiliśmy na niego „Szejki” i Panią Ciesielkową. Nauczyciele czasem bili nas linijka po rękach to ja uciekałam z tymi rękami i śmiałam się. Była ze mnie rozrabiara w szkole. Do V klasy poszłam do „Perły” – to szkoła podstawowa od 4 klasy do 8. Wcześniej ta podstawówka koło kościoła była od klasy 1-3, a Perła 4-8.

Jurek, Danek, Józka, Hanka, Zośka – to była nasza banda. Koło kamieniołomu gdzie często chodziliśmy był taki plac, gdzie chodziliśmy po śniadaniu wszyscy i tam się bawiliśmy. Ten plac znajdował się przy górze Jarmuta. Teraz tam jest stadion miejski. Chodziliśmy też nad wodę, mówiliśmy na basen. To była taka zapora, kaskada na Grajcarki i tam się kąpaliśmy” – wspomina Pani Irena.
Wśród wspomnień z czasów osady jest jeszcze jedno związane z wyjazdem i statystowaniem do filmu o czasach II wojny światowej w obozie Auschwitz. „Jak miałam skończone 14 lat zabrali nas wszystkich z osady i pojechaliśmy do Oświęcimia. Tam na terenie dawnego obozu koncentracyjnego kręcili film o Romach przebywających na terenie Auschwitz podczas wojny. W tym filmie byli też Romowie z Nowego Sącza. Spaliśmy wtedy w tych barakach obozowych” – wspomina Irena.

Dzisiaj życie Romów w Szczawnicy wygląda zupełnie inaczej. W 2009 roku, w ramach Rządowego Programu na Rzecz Społeczności Romskiej rozpoczęto budowę nowego budynku mieszkalnego dla czterech romskich rodzin. Nowy dom powstał nad potokiem Grajcarek, na obrzeżach miasta przy ul. Szlachtowskiej, a jego budowa kosztowała wówczas 85 tysięcy złotych. Realizacja tego projektu miała na celu poprawę warunków życia Romów oraz ich integrację ze społeczeństwem. W ramach inwestycji wyburzono stare, drewniane baraki (domki) zamieszkiwane dotychczas przez Romów, aby zapobiec dalszemu osiedlaniu się w nich rodzin romskich. Dziś społeczność romska w Szczawnicy jest dobrze zintegrowana z lokalnym społeczeństwem. Romowie są traktowani z szacunkiem i nie ma większych problemów z ich udziałem w życiu społecznym miasta.

Osadę romską przy ul. Szlachtowskiej w Szczawnicy od lat 60. XX wieku zamieszkiwało kilkadziesiąt osób. W tym gronie znaleźli się m.in. przedstawiciele rodzin Ondyczów, Pawłowskich i Mirgów.
Józef i Regina Ondycz – pradziadkowie Dominik Żuraw od strony dziadka i ich dzieci : Karol, Kaźmierz, Maria, Zygmunt, Hanna, Helena
Anna i Jan Ondycz i ich dzieci : Andrzej, Józef, Rozalia, Władysław, Ludwig (zmarł w Oświęcimiu), Stanisław
Dziadek Kazek – (dziadkowie ślubu nie mieli) – dzieci: Irena ( moja mama ), Nina, Sylwia, Edyta, Daniel, Zbyszek, Darek, Bernadeta, Małgorzata,
Babcia Rozalia – Franciszek, Irena, Danuta, Krystyna


Marzena Mordarska – Czuchra
Redakcja portalu mojepieniny.pl składa podziękowania Pani Dominice Żuraw i Pani Irenie Żuraw za wspomnienia i udostępnienia materiałów dzięki którym mógł powstać ten artykuł.